Ja bym się jeszcze nie uginała. Warunki nie są takie żeby nie dały rady się same wyżywić. Po pierwsze kulki, po drugie wszelkie robactwo, które wręcz trzeba zjeść.
Ptaki są szalenie mądre, wiedzą co robią.
Ja w pracy dokarmiam tamtejsze ptaszki ( szczególnie, że zieleń miejska zgładziła im ich ptasie zakamarki robiąc hortensjowy kwietnik z ich domu i stołówki) i już nieraz miałam sytuację gdzie np. kawka czy sroka siadała mi w drzwiach i darła się żeby przywołać mnie do obowiązku ;). Nie wiem jak one to robią, ale tym już nieraz przywołała mnie do stołówki żeby nalać wody w upał. Gołębi nie liczę, bo one zawsze plątają się pod nogami.
A w temacie gołębi muszę napisać przykrą wiadomość. Wszyscy moi podopieczni nie żyją.
Jak pamiętacie wklejałam nieraz zdjęcia ptaków, które znalazłam poszkodowane i oddawałam do klinik na leczenie. Wraz z koleżanką rozkręciłyśmy się do tego stopnia, że nagle wszyscy zaczęli zgłaszać do nas poszkodowane ptaki. Pierw ptaki mieszkały w klatkach, potem dostały niewielki gołębnik. Niestety większość ptaków, które zatrzymujemy to te niezdolne do powrotu na wolność, więc są wśród nich różne kaleki połamane, bez oczu, nóżek, po amputacjach skrzydełk itd. Przez długi czas gołębie były wypuszczane na ogród i pilnowane ( po tym jak ptak drapieżny porwał niewidomą gołębicę praktycznie z rąk męża koleżanki ) aż wreszcie znajomi zdecydowali się gołębnik powiększyć. Roboty było z tym sporo, bo był w całośći przystosowany do nielotnhych ptaków tak żeby i one mogły wytuptać na wybieg.

Mówiłam , że trafiły do raju . Niestety, ich szczęście długo nie trwało. Do woliery wdarła się kuna, przepiłowała zębami siatkę i w nocy wymordowała wszystko. Ryczałyśmy jak bobry, taki pogrom, żeby choć zjadła, a ona poskręcała im karki i uciekła zjadając po drodze jajka i mordując pisklęta na gnieździe. Niby taka natura, ale cholernie przykro.