Naoglądałam się filmu "Back to Eden" i teraz zazdroszczę Amerykanom tych hałd zrębków, które nic tylko brać, ile dusza zapragnie.ullak pisze: Z materiałami faktycznie może być kłopot. W Stanach, skąd dużo z tych pomysłów emanuje, najwyraźniej zrębki są marnotrawione i nie ma na nie wielu amatorów, można je więc dostać za darmo i jeszcze podziękują za odbiór. U nas są raczej wykorzystywane na opał, na jakieś sklejki itp. i trzeba za nie płacić. W sumie dla środowiska to raczej dobrze, że się nie marnują.
U nas też się da co nieco zorganizować za symboliczny grosz, chociaż ja początkowo straciłam nadzieję, kiedy okazało się, że lokalna spółka komunalna na wszystko, co wycinają i zrębkują mają odbiorcę - dużego producenta paneli i płyt wiórowych. Jeden z zarządców dróg, w którym też pokładałam nadzieję nie zrębkuje, tylko oddaje poszczególnym gminom, to co wycina, bo im się nie opłaca jeździć z rębakiem - to wymaga czasu, paliwa i człowieka, więc oni sobie ułatwiają życie jak mogą. Dopiero kiedy popytałam parę osób trafiłam na trzeci trop, tym razem właściwy. Rekonesans, poszukiwania i rozmowy z poszczególnymi osobami mogącymi mieć pojęcie w temacie trwały prawie całą wiosnę.
Trzeba sporo czasu i energii, by zdobyć materię organiczną, szczególnie, kiedy jest się mieszczuchem. Whitedame, to już przypadek ekstremalny - miasto po horyzont.