Z pąków bliżej nasady nic nie wybija albo wybijają tak rachityczne i słabe pędy że jesienią żal na nie patrzeć. Zapewniam Was, że taka sytuacja jest wysoce prawdopodobna, żeby nie powiedzieć prawie pewna. Krzewy na długich łozach, zawsze chętniej wydają latorośle na końcowych pąkach i tam też z reguły idzie cała przysłowiowa "para". Szczególnie tak się dzieje, gdy chodzi o start pąków zapasowych. Przy proponowanej przeze mnie metodzie krzew zawsze odbije przy pniu, bo po prostu nie ma innej możliwości i na tych latoroślach skupi siły, bo nie będzie miał żadnej alternatywy.
Pytanie pierwsze, które mam do zwolenników tej szybkiej metody: jak w takiej sytuacji jak na zdjęciu formować dalej sznur? Drugie pytanie na, które chciałbym dostać odpowiedz, to: po co komu gotowa forma, która nie może jeszcze ze dwa sezony być w pełni obciążona owocowaniem?