Witam szanownych użytkowników. Żeby nie zanudzać - przed świętami zakupiliśmy świerk srebrny w "doniczce" Drzewko od razu przesadziliśmy do większej doniczki z nową ziemią mając nadzieję że przeżyje chociaż święta. Okazało się około połowy stycznia że jest nieźle ponieważ zaczęła wypuszczać nowe pędy. Stoi sobie na razie w pokoju i czeka na ciepłe noce co by ją przesadzić - niestety, od tygodnia zaczęła intensywniej pachnieć. Przyjrzałem się z bliska i mnie zatkało. Choinka jest w połowie cała w cieniutkiej pajęczynce, w białych i czarnych kropkach. Widać że soki z niej uciekają a od dołu do połowy już uschła. Czy możecie mi podpowiedzieć co to za szkodnik, i czy jest na tym etapie sens walki o drzewko? Pięknie dziękuję za pomoc.
Dziękuję za pomoc. Czy po kuracji nawet gdy drzewko opadłoby w większości z igieł, nowych przyrostów ; zostawić? Bo nie wiem czy po tak licznej inwazji jeszcze jest szansa na ożycie drzewka. Dziękuję.
Założenie było takie żeby drzewko przetrwało jako tako święta ; nie spodziewałem się że się przyjmie, a w momencie gdy już zaczęło puszczać przyrosty - nie mogłem wystawić na balkon bo na pewno by nie przetrwało. A tak to zostanie zjedzone w ciepłym domu
To znaczy pomijając kwestię ekonomiczną oraz kwestię wyglądu powiem ci co ja kiedyś zrobiłem. Moje małe świerki kłujące miały chorobę grzybową. Kupiłem oprysk opryskałem je , ale choroba zniszczyła im część igieł. Zostały najmniej zniszczone, a te inne szkoda mi ich było wyrzucać to posadziłem na nieżytkowanej działce. Minęło parę lat. Rosną, nawet zgrabne chociaż trochę krzywe, ale żyją. Jeden to nawet nikt by nie poznał że chorował .
Jesteśmy na forum ogrodniczym i dużo się mówi o życiu ( w innych tematach ) o ochronie roślin , wycince itp a jak coś dolega roślinie to najlepiej za łeb, przysłowiowego kopa w dupe i poszedł. Zastanówcie się co robicie. Ziemia, rośliny to system zamknięty, ustalony schemat i żyje swoimi prawami które człowiek nie może zmieniać.
Inna historia - zmienialiśmy świerki przed studio fotograficznym. Chorowały z kilku powodów/ popalone też od azotu przez psi mocz. Wykopane jeden i drugi poszedł do ogrodów ot tak jak będzie rósł to będzie i ku zdziwieniu rosną oba.
Człowiek też jeden jest niski, drugi ma krzywy nos, trzeci ma zeza, czwarty na krzywe nogi tak samo i rośliny, ale róbta co chceta miłośnicy przyrody na pokaz.
Nie zrozum mnie źle. Szkoda mi drzewka tym bardziej że zakupiłem z myślą że na pewno padnie (korzeni praktycznie nie było, a doniczka z gliną pożal się Boże) a zrobiło niespodziankę i zaczęło rosnąć. Jeżeli w takim stadium choroby da się odratować, to jak najbardziej jutro jadę po specyfiki i opryskuję. Czekałem do maja (ciepłe noce) aby spokojnie przewieść na wieś i zasadzić, niestety szkodnik nie poczekał:(
;) W takim razie rozumiem że na moim miejscu warto zawalczyć, bo jak wytępię to drzewko co prawda obleci z igieł prawie do 0, ale przy dobrze wykonanym "odrobaczaniu" dojdzie do siebie za rok/dwa?
Szansa zawsze jest dopóki nie opadnie ostatnia igła. Wiele razy się o tym przekonałem. A ogrodnictwo to cierpliwość, nadzieja i czasami cud , bo natura potrafi zadziwić. Nic nie tracisz a może pierwsze ? drzewko będzie najbardziej sentymentalne. Kto wie ?
Dziękuję za info:) Jutro jadę i atakuję najpierw wodą, potem Magus, na następny dzień Actellic, potem znów prysznic, przerwa, i od nowa ( z tego co czeluścia internetu podpowiedziały)
Jeżeli korzeni nie było jak piszesz, to drzewko nie będzie rosło i teraz tez nie zaczęło rosnąć, tylko puściło z pąków śpiących, bo je podlewasz i ma wilgoć.Jak zetniesz jakieś pędy roślin zimozielonych np. laurowiśni, cisa, bukszpanu i włożysz do wody (zapewnisz wilgoć) to puści normalne przyrosty choć korzeni nie ma.
Pomijając kwestie ekonomiczne ( choć za cenę tej chemii kupisz sobie zdrowe drzewko) lanie chemii i dostęp do niej w naszym kraju dla przeciętnego ogródkowicza według mnie jest przerażający, często zupełnie bezsensowny.