Basiu, Eden Rose rośnie u mnie trzeci sezon. Jeszcze rośnie, bo nie mam kiedy jej wykopać, ale pożegnam się z nią definitywnie, bo widać, że nic z niej nie będzie
" Może daruj jej jeszcze, jakaś ostatnia szansa... wierz mi Dorotko że jak zobaczysz te kwiaty, to przepadniesz... tylko jak je wyczarować?"
Jednak mnie na widok jej kwiatów serce nie bije szybciej. Chyba mam wypaczony gust, bo jej uroda na mnie nie działa i dlatego łatwiej jest mi się z nią rozstać.
Za to Bathsheba nie zawodzi, a jesienne kwitnienie ma lepsze niż czerwcowe
Alutka, dla mnie Bravo to kwintesencja psiej urody. Jest pięknie zbudowany, sierść ma jak aksamit, i cudne bursztynowe oczyska

A jak jeszcze spojrzy na człowieka, to niczego nie można mu odmówić i trudno nawet długo się gniewać za te wszystkie psoty, które wyczynia. Bywa czasami upierdliwy i dość męczący - jak to szczeniak, ale myślę, że wyrośnie na wspaniałego psa.
Co do Edenki, to ja się wyleczyłam. Nie kupię drugiej, bo wcale nie jestem nią aż tak zachwycona. Moim zdaniem jest sporo od niej piękniejszych róż i mniej kapryśnych.
Za Lions Rose rośnie Schone Koblenzerin. Złego słowa na nią nie powiem. Właściwie to rośnie sobie bez żadnej mojej opieki. Dostaje jeść i pić jak każda inna róża i na tym koniec. Nie choruje, mszyce prawie jej nie zauważają, kwitnie całymi kiściami kwiatów, dobrze powtarza i dobrze się krzewi. Jeśli masz mało róż w tym kolorze, to jest dobry pomysł aby zaprosić ją do siebie. Pomyśl jeszcze nad Red Leonardo, bo ta ma kwiaty większe, jest równie zdrowa i bezproblemowa, a kwiaty są znacznie piękniejsze i nie jest to typowa czerwień, ale raczej coś pomiędzy porzeczką a maliną. Zresztą specem od kolorów nie jestem i zawsze mam problemy z określeniem właściwej barwy, ale czysta czerwień to nie jest.
Daysy, u Ciebie miejsca jeszcze dużo i możesz sobie poszaleć

U mnie wszystko tak się rozrosło, że niedługo szpilki nie wcisnę. Trochę zaczyna mnie przerażać ten busz na rabatach
Aniu - Annes, może i winna jest podkładka u Eden Rose, a może jeszcze coś innego? Ale już mam jej dosyć, bo dostała drugą szansę tej wiosny. Trzeciej nie będzie i zwolni miejsce dla jakiejś innej ślicznotki
Voyage należy do róż, które swoje kwitnienie zaczynają dość późno. Drugie jak widać też rozpoczęła właściwie we wrześniu i na razie nie ma zamiaru skończyć. Bezdeszczowa pogoda jej służy, bo kwiaty wyglądają doskonale i bardzo długo wytrzymują na krzewie.
Krysiu, Austinki w tym roku dostały powera i porozrastały się aż strach. I wcale aż tak mnie to nie cieszy, bo widzę, że niektóre źle posadziłam...np. taką Strawberry Hill z przodu rabaty. Nic głupszego nie mogłam wymyślić

Już w tej chwili ma dobrze ponad dwa metry i ciągle rośnie. Dobrze, że chociaż jest dosyć smukła, to zostawia miejsce dla Darcey Bussel, która akurat lubi rosnąć w szerokość. Ale te dwie róże tak się różnią pokrojem i wzrostem, że nie bardzo do siebie pasują. Niestety nie ruszę żadnej z nich, bo obie świetnie się zadomowiły na swoich miejscach, a poza tym to już dorosłe krzaki i zbyt duże jest ryzyko przesadzania. Trudno, muszą rosnąć tak, jak je posadziłam.
O piesku pisałam wyżej. Szkody są i dopóki nie wyrośnie ze szczenięcego wieku, to będą i liczyłam się z tym. Tylko myślałam, że jakimś cudem róże i hortensje zostawi w spokoju, a kopać będzie z dala od moich ukochanych roślin. On niestety ma gdzieś moje pobożne życzenia i kopie gdzie mu się podoba

No cóż, trzeba będzie przeczekać...
Molineux, to kolejna angielka, która w tym roku kwitnie prawie bez przerwy, wciąż tworząc kolejne pąki
Gosiu - Margo, to co podają w Szkółkach należy podzielić przez dwa, a nawet przez trzy. Na ogół opisy swoje, a róże swoje. Mój Crocus Rose to gigant, który nadal rośnie i krzewi się na potęgę. Już w tym roku nawet nie reaguję, bo to nic nie da. Zastanawiam się tylko jak go ujarzmić na wiosnę?

Dostał wydawałoby się dość szeroką kratkę i był solidnie przycięty. Skutek jest taki, że kratki nie widać, bo róża jest już dwa razy szersza i wyższa. Jedyne co mnie w tym roku cieszy, to wreszcie nie ma mączniaka, na którego cierpiał przez ostatnie dwa sezony.
Ewelinko, są rzeczy ważniejsze niż ogród, a pokój dla dzieci na pewno był priorytetem. Swój ogród po urlopie również mocno zaniedbałam. Drugie, a nawet trzecie kwitnienie było, ale jakoś w tym roku mniej mnie cieszyło. Praca zawodowa oraz szereg innych spraw zabiera mi masę czasu i energii. Na resztę już nie starcza sił

Ogród przez to trochę zdziczał, wszędzie królują chwasty, oprysków w tym roku w ogóle nie robiłam i nawet nie mam kiedy obciąć przekwitłych kwiatów. Byłam w sierpniu tydzień nad naszym morzem trochę naładować akumulatory, ale tydzień minął w oka mgnieniu i taki krótki wypad to stanowczo za mało.
Nic mi się nie chce...
A Geoff Hamilton w tym drugim rzucie też był jakiś niemrawy. Kwiatów mało, a sporo pędów do tej pory nawet nie wypuściło nowych odrostów. Widocznie jemu też nic się nie chce.
Jedyną pociechę stanowi Bravo. Moje żywe sreberko nie pozwala się zbyt długo smucić. Jemu trzeba teraz poświęcać sporo czasu, żeby wyrósł na grzecznego pieska. Myślimy o wystawach, bo jest niezwykle urodziwy i warto go pokazać. Zobaczymy czy wystarczy nam cierpliwości, bo takie przygotowania to ciężka praca.
Elu, jeśli Boscobel do tej pory nic nie wypuściła, to reklamuj i nie czekaj. A swoją drogą to ciekawa jestem gdzie ją kupiłaś?
Z Abrahamem dobrze zrobiłaś. Jeśli się nie ogarnie to pomyśl nad nowym egzemplarzem, bo to silna róża i nie powinna sprawiać aż takich problemów.
Adka321 
Witam Cię serdecznie i chociaż ostatnimi czasy marna ze mnie gospodyni, to mam nadzieję, że okażesz odrobinę zrozumienia, że tak późno odpowiadam na Twój wpis.
Tył rabaty złożony z Artemisa i Geoff Hamilton jak najbardziej popieram. Obie odmiany należą do tych wyższych. Natomiast Ascot, chyba raczej na tyły się nie nadaje. Nie będzie jej widać. Co prawda u mnie w tym roku, w drugiej części sezonu ostro poszybowały w górę, ale moim zdaniem to raczej jednorazowy wybryk. Z przodu posadziłabym kilka rabatówek i tutaj naprawdę masz duże pole do popisu. Red Leonardo da Vinci może nie jest purpurowe, ale kolor ma ciekawy i nigdy się na tej róży nie zawiodłam. Mam ją od kilku lat i zawsze jest zdrowa, bez jednej plamki. Kolorem będzie pasować. Z różowych na pewno mogę polecić Bailando. To są te niższe. Pomyśl jeszcze nad Lions Rose, bo kwiaty ma zachwycające i chociaż nie jest ani różowa, ani purpurowa, to w zestawieniu z Geoff Hamilton, Artemisem będzie się dobrze prezentować. I jest zdrowa jak koń. Nic jej nie rusza. A kwiaty ma duże i bardzo dobrze się krzewi.
Trochę wyższe, ale równie piękne i zdrowe są u mnie Rosengrafin Marie Henriette, Herzogin Christiana, Baronesse, Olivia Rose. Wybór jest duży, tylko nie napisałaś ile róż chcesz posadzić i jak duża jest ta rabata?, więc trudno mi jest coś więcej doradzić.
Igala, no dawno nic nie napisałam, aż wstyd...

ale życie...
W tej chwili róże jeszcze kwitną, ale nie wszystkie. Kwiatów z każdym dniem jest mniej i widać, że są już zmęczone tak długim sezonem. Druga część sezonu do szałowych raczej nie należała, zdjęć trochę mam i będę je sukcesywnie pokazywać. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas, ale upały i ogromna susza zrobiły swoje. Jednym słowem, to był dość dziwny sezon. Zaczął się bajecznie, niestety potem już było znacznie gorzej. Co prawda kilka z moich ukochanych Austinek przymierza się do czwartego kwitnienia, ale czy zdążą?
Nie zawiodły mnie za to hortensje. Cudnie wyglądają nawet jeszcze o tej porze i to dzięki nim w ogrodzie nadal jest ładnie. Wszystkie bardzo przyzwoicie porosły - niektóre aż za bardzo
Ale nie tylko pogoda zawiniła, swoje 'porządki' zaprowadził też Bravo, który w ogrodzie sieje spustoszenie. Kopie wszędzie i nie ma dla niego żadnej nietykalnej rośliny. Nie tylko różom się dostaje, zabrał się także za podkopywanie rododendronów, hortensji

Nawet tujom nie przepuścił. Tylko szałwie i floksy jakoś omija, a to chyba ze względu na zapach. Wybaczam mu jednak, bo jest młody. Kiedyś mu przecież przejdzie...
Aniu -Lady-r, cały sezon walczę z suszą. Gdyby nie system nawadniający to chyba bym się poddała. Co prawda nie polegałam tylko na nim i trzeba było wziąć wąż, ale jak nie było czasu, to takie wspomaganie też się sprawdzało. Kwitnienia są, co mnie nawet dziwi, bo sporo róż jest jednak chorych i bez liści, ale tych nie pokazuję. Z dokarmieniem też w tym sezonie nie było kolorowo, bo przez tę suszę i upały moje róże ostatni raz jeść dostały z końcem czerwca. Później już nie nawoziłam. Tym bardziej cieszą kwiaty o tej porze
Nawet zmasakrowana atakiem przędziorka -
Sister Elizabeth zdołała mnie zaskoczyć i wyczarowała kolejne kwiaty
***************************************************************************************************************************
Na zakończenie kilka świeżutkich, dzisiejszych fotek
