tak było w lipcu 2007. O bluszczu jeszcze nawet nikt nie słyszał. Wklejam, żeby nie było że ściemniam ;)
Lipiec 2008 - bluszcz został posadzony między tujami. Tylko tam ma korzenie.
Wrzesień 2009 - dostał włókninę pod nogi. Leniwa jestem, a tam chwasty strasznie szalały. Chyba mu się spodobało.
Październik 2009 - zaczyna wspinać się na podmurówkę. Wtedy jeszcze ściągałam go z niej.
Maj 2010. Zaczął rosnąć po płocie. Mój M. zaprotestował przeciwko zdejmowaniu go z płota. Przestałam ściągać i ciąć. Bo cięłam.
wrzesień 2011
W tym roku się rozszalał. Zaczęłam się go bać ;)
Po tej stronie płotu (od ogrodu) jest wschód. Przez dziury przelazł na drugą stronę. Po drugiej stronie jest zachód i bluszcz dostaje słońcem całkiem długo. Od tej drugiej strony jest równie śliczny i zieloniutki. Nie podlewam go specjalnie, nie zasilam niczym. Jest to chyba jakaś odmiana bluszczu o nieco większych listkach. Choć to zdaje się nie ma znaczenia, bo mam także taki z mniejszymi liśćmi. Rośnie na drzewie. Co roku obcinam jego metrowe wiszące zielone kudły. Gdybym nie cięła, miałabym busz.
to też wrzesień tego roku
). Myślami już wybiegam w przyszłość i rozpływam się na myśl o miłych popołudniach i jedna rzecz zaburza mi moją niemalże idealną wizję - goły płot tuż przy moich ogrodowych drzwiach.
jakiś metr za moją prawie zaplanowaną zieloną ścianą rośnie bardzo okazała winorośl - pnie się hen, aż na balkon na I piętrze - może dałoby się puścić parę witek w stronę moich drzwi? I do winogron miałabym bliżej 
Wkrótce może to udokumentuję, bo ogródeczek tak zarósł wiekowymi winoroślami, że aż prosi się, żeby jakoś je uporządkować.
