jarko pisze:
Nela.W kwestii przekopywania sprawa jest jasna, po prostu nie należy tego robić. Ale....już od ponad 30 lat jestem pewien, że wzruszanie zeskorupiałej gleby lub zbitej po deszczu, zwykłą haczką, pazurkami lub nakłuwanie specjalnymi widełkami (wiele lat temu były w sprzedaży) przynosi bezwzględnie same korzyści (dotyczy nie tylko róż). U Ciebie w buszu pewnie z tym kłopot. Dochodzi do paradoksu, że nie można tego robić również w przypadku ściółkowanej rabaty, wtedy trzeba wybierać któreś z rozwiązań. Takie wzruszanie dawniej było stosowane prawie w każdym ogrodzie, dzisiaj przechodzi w zapomnienie, a szkoda, bo rośliny znacznie lepiej rosną i mniej chorują.
Kończąc kwestię cięcia, racjonalnym wydaje się lekkie cięcie letnie i mocne cięcie wiosenne, z uwzględnieniem właściwości odmianowych. I na koniec, nie zgadzam się z tymi, którzy wcześniej z własnej winy doprowadzają do ogołocenia pędów przez plamistość, a póżniej chcą przywrócić estetykę krzewu poprzez jego mocne letnie przycięcie. Nie tędy droga.
Zgadzam się w 100% z tym co pisze Jarko... nie wyobrażam sobie, aby po ulewnych deszczach nie spulchnić pazurkami zbitej ziemi...
A plamistość ? hmm... nie gołocę pędów, ale jeśli już nie pomagają naturalne środki sięgam po chemię... byle dość wcześnie..
Niestety... kto chce mieć w miarę ładne krzaczki, musi to zrobić... inaczej będzie miał kolczaste badyle bez liści .
Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, nie musi.... ale taka jest prawda... szczególnie jeśli lato jest tak mokre jak to.
Jeśli lato jest dość suche, naturalne gnojówki mogą wystarczyć... choć też nie zawsze...
A tak ogólnie, to wydaje mi się że róże potrzebują miejsca, wtedy mają więcej przewiewu i mniej atakowane są przez choroby...