Krysiu, chyba zimą bym się w Bieszczady nie wybrała, tym bardziej podziwiam, że Wam się chciało. Zima, to jednak nie moje klimaty, chociaż niewątpliwie góry przykryte puchowymi czapami muszą wyglądać niezwykle

W takiej odsłonie oglądam je tylko na filmikach i z pozycji mieszczucha siedzącego w fotelu, bardzo mi się podobają.
Covid na szczęście zupełnie mi nie dokuczył, tyle tylko, że czułam się bardzo samotna. EM bardzo się starał i sporo rozmawialiśmy przez telefon, ale to nie zaspokoiło moich potrzeb kontaktu z drugim człowiekiem. Na szczęście dużo czytam, w ciągu dziesięciu dni przeczytałam siedem książek, do tego oglądałam codziennie dwa filmy na Netflixie, a do tego wiadomości, Facebook i inne takie na komórce. Ale i tak dzień był stanowczo zbyt długi, trudno było to wszystko wytrzymać. To wszystko jest jednak najmniej ważne, najważniejsze, że sama chorowałam ledwo, ledwo i nikogo nie zaraziłam, a przynajmniej o nikim takim nie wiem.
Magnolia wyjątkowo w tym roku przystroiła się w takie koraliki, jestem ciekawa czy jeszcze kiedyś jej się to przydarzy? Ciekawe co ją tego skłoniło, co spowodowało, że to właśnie w tym roku, a nie w innym miała tyle dojrzałych szyszek?
Mam już przesyt tego co złe i naprawdę liczę, że Twoje życzenia się spełnią. Dziękuję
Dorotko-korzo_m, ale mi posłodziłaś

W tym wypadku to chyba jednak mróz i wysiłek wyprasowały mi buźkę, mydełka raczej się do tego nie przyczyniły. Ale kto wie? Może kremy, do których się przymierzam będę miały taką cudowną moc?
Teraz nawet nie bardzo jest o czym pisać, latem okazji do tego jest dużo więcej, to częściej będzie ponosić mnie fantazja. Chociaż ostatnio grupę mydlarską też doprowadziłam do łez swoimi opowieściami, właściwie była to jedynie opowiastka, ledwo kilka zdań i to właśnie ona, a nie produkt , którym chciałam się pochwalić wzbudziła największe zainteresowanie
Bardzo się staram nie poddawać, ale czasami emocje biorą górę i wtedy nie radzę sobie ze stresem. Chciałabym mieć już wszystko za sobą, wtedy będę miała świadomość, że mimo bólu, zdrowie mam na wyciągnięcie ręki. Dziękuję
Soniu, już Bieszczadom wybaczyłam deszcz i zimno, mimo wszystko bardzo miło spędziliśmy czas. Najbardziej zależało nam na wypoczynku, zdobywanie szczytów było tak bardziej przy okazji i oba cele udało nam się osiągnąć. Mieliśmy jeszcze ochotę na przejażdżkę bieszczadzką ciuchcią, ale na to jednak było zbyt zimno i zostawiliśmy sobie tę przyjemność na następny raz.
Naprawdę jestem bardzo ciekawa, co tez skłoniło moją magnolię do takiego zachowania? Pierwsze kwitnienie miała zupełnie nieudane. Kwiaty zmarzły i jedynie niewielka ich ilość pokazała się w czerwcu lub lipcu. Żadne tam spektakularne kwitnienie, kwiaty były tak naprawdę ledwo widoczne wśród liści. Ale tak jest u mnie prawie co roku, rzadko kiedy udaje jej się zakwitnąć w maju, zazwyczaj przymrozki pozbywają mnie tej przyjemności
Szałwię Amistad przechowuję u Ema w pracy, albo tak jak w tym roku, po prostu na parapecie. Nie wysiewam jej, ewentualnie robię sadzonki, ale w tym roku przyjęła mi się jedynie jedna. W tamtym miałam chyba ze dwanaście, co wsadziłam patyczek do ziemi, to się przyjmował, nie wiem co je tym razem odmieniło?
Zdrowie mam nadzieję przyjdzie szybciej niż rowerowe przejażdżki, dziękuję
Marysiu, Ty i lenistwo? No nie czaruj, bo i tak Ci nie uwierzę

Szaliczek długi jak autostrada, kury, kaczki to wszystko wymaga nieustannej uwagi. Nie wspominając o przetworach, przy Tobie to ja jestem super leniwiec. Bardzo lubię się lenić, leżeć sobie na leżaczku z książeczką lub piwkiem w dłoni, popatrywać na kwiatki i ptaszki, nie zauważać chwastów, o tak, takie działkowanie to ja lubię. W tym roku zupełnie nie mogłam sobie na to pozwolić i od razu dopadła mnie chandra. Ciągła robota, to nie na moje nerwy.
Nie, no oczywiście, kto jak kto, ale Ty to masz do Bieszczadów kawał drogi, nie to co ja, ledwo rzut beretem. Jechaliśmy dziesięć godzin, moglibyśmy powtarzać to co weekend

Było pięknie, magicznie, wróciłam zachwycona i mam apetyt więcej. Musimy koniecznie to powtórzyć.
Rowerem nie jeżdżę daleko, ze mnie to taki rowerzysta amator. Lubię raczej wygodne ścieżki, dlatego z eMem nie jeździmy razem, bo on tak bardziej dziko. Mam kilka swoich ulubionych miejsc i do nich wracam częściej, a czasami odkrywam coś nowego. W tym roku znalazłam nową trasę, ale jest króciutka, ledwo 10 kilometrów i po niej czuję niedosyt, za to jest bardzo urokliwa.
Zima raz jest, za chwilę znowu jej nie ma, nie lubię takiej przekładanki. Mogłaby się pogoda zdecydować, a tak, to tylko mnie wkurza. Życzenia chętnie przygarnę, dziękuję
Kasiu, już dość nasiedziałam się w domu. Prawie rok byłam zmuszona do bezczynności, sama nie wiem jak udało mi się to przetrwać i nie zwariować. Może nie tryskam nadmiernie energią, ale siedzenie w jednym miejscu też nie leży w mojej naturze. Rowerem zaczęłam jeździć bardzo późno, teraz nie mogę się doczekać, aż zejdzie śnieg i będę mogła znowu nim jeździć. Tak mi nawet przyszło do głowy, że wymyśliłam to z lenistwa, żebym nie musiała tyle chodzić
Do bohaterki mi daleko, żebyś tylko zobaczyła mnie na szlaku, po prostu jedna, wielka kupka nieszczęścia. Może przesadziłam, bo to nie nieszczęście, tylko brak kondycji, powinnam wziąć się za siebie, ale jakoś nie mogę się zmobilizować. E, jakoś to będzie, najwyżej znowu będę sapać i dyszeć.
Mydełka wychodzą różne, tutaj nie ma przewidywalności. Za każdym razem coś planuję, ale wynik jest wielką niewiadomą. Rysunek, to pieczątka, na razie mam tylko jedną, ale na pewno przy jakiejś okazji kupię sobie jeszcze kilka.
Takich życzeń nigdy nie za dużo, dziękuję
Danusiu, tak mi się wydaje, ale kto to wie

?
Już mnie ta zima denerwuje, pada, topi się, znowu pada, znowu się topi, dla odmiany znowu napada, a następnie spuści z nieba hektolitry wody i znowu wszystko płynie do morza. W tej chwili już chyba nastała zima numer 5, ile ich jeszcze będzie? Jak już pada, to niech poleży jakiś czas. Ostatnio napadało chyba ze 35 centymetrów, a wczoraj nie było po tym śladu, wieczorem znowu trochę posypało. Cały czas na chodnikach leży brudna breja, nie lubię takiej pogody.
Takie życzenia zawsze się przydadzą, dziękuję
Bogusiu, Bieszczady ponownie nas zauroczyły. Na nowo odkrywaliśmy stare ścieżki, tyle się tu zmieniło od naszego ostatniego pobytu. Poprzednio było dziko, a teraz cywilizacja prawie taka sama jak wszędzie. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej żal, że człowiek wszystko zawłaszcza. Z pozycji pasażera serpentyny bardzo mi się podobały, im bardziej kręte, tym było lepiej, a eM nie narzekał, to trochę sobie pojeździliśmy.
Dziękuję
Jadziu, jak dobrze, że się już znalazłaś
Niestety wirus nie odpuszcza, codziennie w pracy mam z nim do czynienia. Najbardziej mnie denerwuje, że większość chorych jest nieszczepiona, mają to na własne życzenie. Po kilku godzinach pracy w kombinezonie z rękawiczek wylewa mi się woda, bielizna jest doszczętnie mokra. Nie ma możliwości, żeby się napić, praca w takich warunkach jest koszmarem. Biorę prysznic i idę do pracy, do zdrowych pacjentek, nie ma czasu na odpoczynek. Chorują wszyscy, personel też i wtedy musimy brać dodatkowe dyżury, jesteśmy już wszyscy tym zmęczeni. Jak na razie końca tego nie widać.
Mydełka używaj, może znowu będziesz chciała ode mnie jakąś roślinkę, to i mydełko wtedy dorzucę? Co jakiś czas jakieś popełnię, z każdej partii zostawiam sobie jedno na za rok, albo dłużej, a resztę przeznaczamy do mycia i na prezenty. I jak tak patrzę, to chyba więcej rozdaję niż zostawiam sobie, ale na pewno mam zapasy jeszcze na długo.
Bardzo mi takie życzenia potrzebne, dziękuję
Małgosiu-Margo2, mam nadzieję, że tak właśnie będzie, ale to niestety nie powoduje, że mam mniej obaw. Chyba za dużo się na nas zwaliło w krótkim czasie, za dużo stresu, myśli- czas, żeby to się wreszcie skończyło. Wokół mnie, coraz więcej osób zakażonych. W każdym tygodniu choruje ktoś z personelu, nie ma komu pracować. Ale fakt, w większości jesteśmy zaszczepieni i na szczęście nie chorujemy ciężko.
Fotek Małgosiu mam niewiele, sezon był byle jaki i niezbyt często sięgałam po aparat. Liczę, że w tym roku nareszcie się to odmieni
Zima nie może się zdecydować, zagląda na chwilę i zaraz znika. Teraz znowu jest, ale taka byle jaka. Ta poprzednia, parę dni temu, była piękna. Spadło ze 35 cm śniegu, nawet słonko pokazało się na chwilę i nareszcie było bajecznie.
Trzymaj te kciuki mocno, dziękuję
Za oknem znowu biało, chociaż tym razem posypało tylko odrobinę. Wolę już jednak tak, niż te nieustanne deszcze, jakie miały miejsce ostatnio. Lało i grzmiał, albo sam deszcz, albo deszcz ze śniegiem. Obecnie trzyma niewielki mrozek i nie jest już tak wilgotno.
Wczoraj zupełnie przez przypadek znalazłam w szafie swoje nasiona zabrane z działki. Nie wiem dlaczego schowałam je właśnie tam, a nie na miejsce. A przecież mam takie i gdyby nie przypadek, to w tym roku nic bym nie wysiała. Już i tak zrezygnowałam z heliotropów. W tej chwili jest już na nie odrobinę za późno, a poza tym pomyślałam sobie, że jak pójdę do szpitala, to nie będzie komu o nie zadbać. Kupię sobie kilka na rynku i z tych zbiorę nasionka na przyszły rok.
Nareszcie udało mi się pojechać z Filipem na działkę i zabrać pszczoły. Od kilku dni wydłubuję kokony z rurek i jestem zadziwiona ich ilością. W tym roku wyjątkowo nie ma obcych przybyszów i rurki są ciasno napakowane kokonami. Będzie ich pewnie z 6, może 7 tysięcy, to jak dla mnie stanowczo zbyt dużo. Muszę poszukać jakiś informacji gdzie mogę je wyłożyć, żeby znalazły sobie domki. U siebie nie mogę tylu zostawić, bo musielibyśmy naciąć kilkanaście tysięcy rurek, a to stanowczo za dużo. Nie chcę ich tak po prostu zostawić gdzieś w lesie, czy łące, bo wtedy skończą w żołądkach ptaków, a tego bym nie chciała.
Bardzo wam wszystkim dziękuję, że zaglądacie do mnie, chociaż sama nieczęsto tutaj bywam. Pozdrawiam
