Temat zapomniany i nic w nim nie pisałem ale warto by podsumować - choćby przed zamknięciem.
Plan oczywiście wdrożyłem- choć z lekkim opóźnieniem.
W ubiegłym roku na wiosnę (czyli rok później niż planowałem) naciąłem korzenie dookoła korony.
Na jesień zabierałem się za wykopywanie. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęć bo wylądało jak krater na środku podwórka - jakby ktoś niewielką bombę zrzucił.
Musiałem wykopać rów o średnicy ok 2 metrów i głęboki na 1.5m.
NIestety ostatecznie nie udało mi się przenieść tego wraz z całą ziemią - sporo się musiało obsypać ale przynajmniej ocaliłem możliwie największą bryłę korzeniową.
Transport już nie stanowił większego problemu. Zrobniłem to w pojedynkę - wystarczył mi wóżek własnej roboty - zresztą odległość to jakieś 450m więc dałem radę.
Po posadzeniu powstał problem - czy skracać gałęzie czy nie ale jednak tego nnie zrobiłem.
Przyszła zima - na szczęście nie była zbyt sucha - ale za to mroźna. Później bardzo mokra wiosna.... a świerk nic.
Sosny już puszczały pędy, jodły również.
Już go skreśliłem i myślałem o wycince (z żalem) ale postanowiłem sprawdzić podobny okaz u sąsiada (też podobna odmiana świerka) i okazało się, że jego ma identyczne stadium wegetacji - zero śladu zycia.
Więc postanowiłem poczekać. Dopiero niedawno (połowa maja) w mojej okolicy świerki ruszyły a wraz z nimi i ten przesadzany.
Teraz ma już sporo otwartych pąków z jasnozielonymi przyrostami. Jeśli przetrwa to lato i dobrze przygotuje się do zimowania to mam nadzieję, że już się utrzyma.
Dodam tylko, że w tej chwili ma ok 4m wysokości - więc już to było całkiem spore drzewo w chwili przesadzania.
Kilka zdjęć:
Mam nadzieję, że dalej już będzie rósł - to byłby dowód, że czasem warto ryzykować. Teraz dzięki temu będziemy mieć swoje drzewko w nowym miejscu zamieszkania, które dalej będzie rosło wraz z naszym synem