Poproszono mnie o relację , jak dalej potoczyły się losy dzieciaków więc piszę pomimo iż miałam tego już nie robić dla swojej "spokojności " .
Dwa tygodnie maleństwa spędziły na zmianę w pokoju bądź w wolierze na dworze . Były karmione "z ręki" ale też uczone samodzielnego jedzenia i tak oprócz miski z wodą w której moczyły zadki miały też piaskownicę z której wybierały kamyczki a nawet podjadały piasek . Do niej kładłyśmy owoce i pokrojone jajko albo kulki jajka z twarożkiem by zachecić je do samodzielnego jedzenia . Tak , tak , piasek był zmieniany jak i kilkukrotnie w ciągu dnia sianko
Dwa tygodnie minęły , postanowiłyśmy je zacząć uczyć samodzielnego życia , chodź nadal to były maluchy .
Koty zamykane w mieszkaniu , ptaszki wypuszczane w ogrodzie .
W pierwszym dniu trzymały się miejsca gdzie zostały wypuszczone ale z każdym następnym ,zaczęły fruwać po drzewach , łapać owady ale nadal najwięcej czasu spędzały na ziemi , odpoczywając jak i łapiąc mrówki. Po trzech dniach zostały na nockę na dworze . Z samego rana o 5 pobiegłam szybko by zobaczyć co z nimi a one z rozdziawionymi dziobami siedziały na bramce , czekały na żarełko . Tak minęły kolejne dni gdzie praktycznie same sobie już radziły , do dnia kiedy starszy z dzieciaków został nastraszony przez kota który na niego polował . Uciekł do lasu , myślałam że zginął /został pożarty bo straciłam z nim kontakt , nie odpowiadał na swoje imię /jak go wołałam , wracał bądź śpiewał / . Po zaginięciu Apolla , postanowiłam młodszą Apolonię odwieźć do schroniska bo bałam się o jej życie , nie byłam w stanie nadzorować wszystkich kotów z okolicy. Tam też okazało się ,że to nie kwiczoł a drozd śpiewak . Bałam się wyjazdu ale zostałam mile zaskoczona bo nikt nie robił mi wykładu nie pokazywał swojej wyższości , ważne było , że maluch żyje i że to jeszcze naprawdę maluch , musi co najmniej jeszcze tydzień spędzić w wolierze by się porządniej opierzyć , by wyrosły piórka na ogonie a wtedy zostanie zaobrączkowany i wypuszczony na wolność wraz z towarzyszami do których trafił . Nauczy się zycia w grupie , usamodzielni się .
To , moja panna przed wyjazdem do schroniska

W tygodniu zadzwonię do schroniska, spytam jak sobie radzi .
Cieszyłam się , że młoda jest już bezpieczna ale serce mi pękało ,że nie udało mi się zapewnić bezpieczeństwa Apollo a tu niespodzian bo dzień później ,rano, wyruszaliśmy z mężem na zakupy , poszłam otworzyć bramkę a z brzegu lasu na gałązce rozległ się znajomy śpiew . Serce mi stanęło łzy do oczu napłynęły ze szczęścia , odezwałam się tylko raz by go nie zatrzymywać przy sobie , odpowiedział . Kiedy wracaliśmy , jego już nie było , pewnie znalazł już swoje miejsce "na ziemi" , wrócił by powiedzieć, żyję nie martwcie się o mnie

Jak zwykle , pozostały zdjęcia i pamiątka w serduchu i tak do następnego razu .