Moja historia z roślinami zaczyna się po przeprowadzce do rodzinnego domu mojego narzeczonego ( obecnie już męża ). Jestem tu co prawda od 3 lat ale wcześniej zajmowały nas takie sprawy jak remont itp.
Rośliny w moim rodzinnym domu mało mnie interesowały. Zawsze myślałam, że jeśli kiedykolwiek będę mieć własny ogród to ograniczę się do samej trawy a w domu najwyżej do symbolicznego storczyka.
A jeśli będzie balkon to kto powiedział że muszą być tam jakieś kwiatki ??? Cóż za błąd

Fikus ma długą historię. Ciotka " porwała" gałązki z drzewka u innej swojej ciotki. Lata później zrobiłam podobnie i już mojej ciotce "porwałam" parę małych gałązek i przez lata urosło mi 2metrowe drzewko otaz jedno mini bonsai. Później wyprowadziłam się do męża, roślinkk zostały w domu rodzinnym. Strasznie zmarniały. Drzewo uschło. Bonsai na ostatnich nogach. Parę gałązek zostało... To już w nowym mieszkaniu.

Zielistek "porwałam" z doniczki na Sycylii ( przed pandemią ), strasznie zasuszony blady... Tam raczej traktują je chyba jako chwasty czy zwykłą trawę.
To trzecie pokolenie z owej sadzonki

Trzeci przypadek to kwiatek po świętej już pamięci dziadku. Rosło to to, potem był czas gdy nikomu w głowie nie było pilnowanie kwiatków tylko opieka nad dziadkiem. Na koniec prawie same gałązki miały iść do kosza ale mnie było go szkoda, poza tym mam pamiątkę po dziadku bo roślinka tylu listków to nigdy nie miała. Tylko nie wiem za bardzo co to jest ...

Epipremnum

Skrzydłokwiat ( świeżak )

Mulenbekia

I Bożonarodzeniowa gwiazda której wyjątkowo nie znoszę ( ale dostałam więc co poradzić... ) z pomidorkami w tle ( jedne z wielu na innych parapetach )
