Długo już Was wszystkich podglądam i jakoś nie mam chyba śmiałości wmieszać się w Wasze wątki. Szczerze podziwiam Wasze kolekcje, bez wyjątku (co poniektóre wręcz zwalają z nóg), i czerpię wiedzę z Waszych doświadczeń. Dopiero tu dotarło do mnie, jak wiele fundamentalnych błędów popełniłam, opiekując się moimi kaktusikami. Staram się powolutku je naprawiać. Do tej pory zadawałam jedynie pytania, jako osoba NN. Nieładnie tak z mojej strony, wybaczcie. Może jeżeli troszeczkę pokażę się z tej roślinnej strony, nadrobię braki dobrego wychowania

Na początek dodam, że nie traktuję swojego zbioru, jako kolekcji. Zawsze był to głównie ozdobnik w pokoju. Nie posiadam zbyt wielu okazów, z racji małej przestrzeni do wykorzystania. Niestety parapety, a właściwie jeden dla kłujących, nie jest adekwatny do pragnień. Wolę jednak porządnie zadbać o te, które posiadam, i dać im maksimum dobroci "zaokiennej", niż upychać na siłę po kątach, ze szkodą dla nich samych. Choć rozważam rozbudowę parapetu, lub eksmisję roślinek z sąsiedniego

To chyba tyle słowem wstępu.
W takim razie kilka z moich maluszków:
Opuntia microdasys

Oreocereus (trollii?)

Haworthia attenuata

Tu wciąż nierozpoznany (Gymno czy Coryphantha)

Mammillaria bombycina w stanie opłakanym (po cięciu z gnijącej kępy, nie wiem czy wypuści korzenie)

Tu jej stan pierwotny. Próba ratowania spełzła na wyrzuceniu trzech z pięciu


Oba poniżej wydają mi się tym samym, ale głowy nie dam ściąć. Notocactus leninghausii?


Oczywiście staram się identyfikować sama, co zapewne owocuje niejednym błędem. Poprawki mile widziane. Wkrótce pokażę kolejne moje maleństwa.